Przez ostatnie dni wiało, oj bardzo wiało. Wyjątkowo nie ze wschodu a z zachodu, a co się z tym wiąże - zrobiły nam się ogromne zaspy przy jednym z wejść. Dziś trochę wiatr przycichł i panowie odkopywali wejście, a także dwa skutery stojące pod moim oknem. Na jutrzejszy wieczór zapowiadane są dodatnie temperatury i deszcz - to tak gdyby ktoś pytał czy u nas też jesień. Pogoda jednak nie zawsze jest taka jak zapowiadają, więc zamiast deszczu może nam spaść śnieg (z czego będziemy się cieszyć).
Dziś był dzień lepienia pierogów - w pięć osób przez dłuższy czas kleiliśmy pierogi ruskie i z mięsem. Uwierzcie, że z 3 kg mąki wyszło tego całkiem sporo. Na trzy obiady powinno być. Może uda mi się wydobyć zdjęcia z tego zacnego wydarzenia i pojawią się w następnym poście.
W ogródku marnie - dynia poza dwoma kwiatkami nie zaszalała, pomidory jakoś się trzymają. Wykiełkował kolejny dziwoląg arktyczny, ale o nim też w kolejnym wpisie :)
Tymczasem w Warszawie trwają właśnie przesłuchania kandydatów na kolejną Wyprawę. Bardzo jesteśmy ciekawi jaki będzie skład. Podobno od kwietnia mamy też mieć kucharza - w sumie fajnie by było, bo kwiecień to czas, kiedy na Stacji pojawiają się wiosennicy. Czasami w całkiem dużej ilości. Przygotowywanie posiłków dla dziesięciu osób już jest wyzwaniem, a co dopiero dla dwudziestu czy trzydziestu. Przestawiłam się już na miarkę "10" i jakoś jestem w stanie mniej więcej określić ilość produktów potrzebnych do wykonania obiadu. Obawiam się tylko, że po powrocie zostanę przy tej "miarce" i trzeba będzie zapraszać sąsiadów na posiłki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz