czwartek, 2 października 2014

„Coś” za oknem Stacji Polarnej

  Kiedy zapada noc (a czasami nawet jeszcze za dnia), pod oknami naszej bazy przemyka „coś”. „Coś” bywa białe, szare a czasami brązowe. Przemyka cichutko, na ugiętych łapkach i stara się nie być zauważone przez nikogo. „Coś” czasami przysiada na chwilkę, zerka w okna Stacji. Myśli sobie pewnie wtedy, że w środku jest ciepło, sucho i nie trzeba wkładać tyle wysiłku w poszukiwanie jedzenia. „Coś” w czasie nadchodzącej zimy  nie będzie miało lekkiego życia – nie to co latem, gdy na zewnątrz jest ciepło, jedzenia pod dostatkiem. Zima jest ciężka – futerko smaga porywisty wiatr, wszystko zasypuje śnieg. I tylko czasami w bezchmurne noce „coś” może spoglądać w niebo i podziwiać świetlny spektakl zorzy, która oświetla mu drogę. Droga często wiedzie za niedźwiedziem polarnym -     warto pochodzić za królem północy, bo często „coś” korzysta z tego, co król zostawi po posiłku. A potem szybciutko wraca do swojej norki. Pewnego dnia, gdy zapadał zmierzch „coś” przysiadło pod oknami Stacji i powiedziało nam kilka słów o sobie…

  - Piesiec, lis polarny – tak na mnie mówią. Bywam koło Stacji, bo czasami uda mi się odnaleźć jakieś resztki koło psiej miseczki. Zwykle żywię się ptakami (najchętniej pisklętami), jajami, rybami i padliną. Przez zimę aż do wiosny lubię chodzić za niedźwiedziem, bo on nigdy nie dojada swojego posiłku do końca i zawsze zostaje coś dla mnie. Mieszkam w norce niedaleko stacji – to taka wykopana jamka między kamieniami. Żyję od 12 do 14 lat, długość mojego ciała dochodzi do 95 cm, a mój piękny ogon potrafi mieć nawet 40 cm! Właśnie z powodu futra i ogona kiedyś moja rodzina miała ciężkie życie – polowano na nas dla zdobycia futra na okrycia głowy, na kurtki i inne dodatki. Obecnie – często nasze futerka zastępowane są sztucznymi za co bardzo jestem wdzięczny. Może jeszcze się kiedyś pojawię i opowiem coś o sobie J





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz