czwartek, 23 maja 2019

Pakowanie w cieniu tragedii

   Dokładnie za dwa tygodnie wyruszamy na 42 Wyprawę Polarną IGF PAN. Jest to bardzo intensywny czas dla przyszłych zimowników, bo dociera do nich, że faktycznie trzeba zacząć się pakować, zgromadzić rzeczy potrzebne na rok, o niczym nie zapomnieć. Wszyscy są podekscytowani, pełni energii i radości przed nadchodzącą nieznaną przygodą.
   Tym razem ta radość została bardzo mocno zaburzona. W niedzielę dotarła do nas wiadomość o śmierci dwojga uczestników 41 Wyprawy. W Arktyce na zawsze pozostała Ania i Michał. Jeden nieszczęśliwy krok w tym pięknym miejscu. Jeden krok za daleko. Smutek po stracie pozostanie na długo, a Ania i Michał na pewno będą zawsze w pamięci polarników z Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie.

fot. Agnieszka Piechota


czwartek, 9 maja 2019

BG Fit Studio, czyli o tym, że wszystko jest możliwe

   W poprzednim poście wspominałam, że moja wiosna na rowerze nie zaczęła się zbyt lekko. Bolący tyłek, piekące stopy, bolące nadgarstki. Odechciewa się po 10 km. Poszperałam w internecie, zasięgnęłam opinii bardziej doświadczonych kolegów i wyszło, że trzeba zrobić bike fitting. Co to takiego? Otóż w dużym skrócie, to dopasowanie roweru do użytkownika. Co nam to daje? Właśnie to, że zamiast walczyć z bólem możemy cieszyć się jazdą! Akurat - można pomyśleć. Ale uwierzcie - jestem żywym dowodem na to, że są to jedne z najlepiej wydanych pieniędzy!
   Kolejny raz zasiadłam przed komputerem w celu wyszukania odpowiedniego miejsca. Komentarze, opinie a w końcu mój terminarz spowodował, że wybrałam BG Fit Studio mieszczące się w sklepie Air Bike na Al. KEN 49 w Warszawie. Okazało się, że tam kalendarz też napięty i żeby zgrać wszystko do kupy, to umówiłam się w lutym na kwiecień :) Nadszedł ten dzień i ruszyłam z "białą strzałą" pod wskazany adres. Lekka nuta niepewności, wchodzimy. Chwilę później poznaję Wojtka Marcjoniaka ( internet mówi, że to najbardziej doświadczony fitter w Polsce) - to on będzie czynił tą całą magię,w którą jeszcze nie bardzo wierzę :) Po całkiem sporej serii pytań, sprawdzeniu moich możliwości pod względem zginania się w tą czy tamtą stronę, ustawieniu stóp, długości nóg, ustawieniu bloków w butach, zastosowaniu wkładek, zostawieniu odcisku... tyłka i kilku innych atrakcjach - zasiadam na rower. Zaczynamy od doboru siodełka - to gniecie, to za długie, to za krótkie, to za twarde... Już mi Wojtka było żal :D Ostatecznie zostało moje. Następnie przeszliśmy do ustawienia wysokości siodełka i nachylenia, a na kolejny strzał poszła kierownica. Wymieniona na bardziej dopasowaną do moich potrzeb - walczyłam jak lwica o niebieskie owijki ;) Po dobrych trzech godzinach intensywnej pracy ale i doskonałej zabawy wyszłam z głową pełną informacji, nowymi ustawieniami roweru i chęciami do natychmiastowego przetestowania tej magii. Ale to musiało zaczekać do kolejnego dnia.
   3,2,1 - jazda. 5, 10, 15, 20km - nic nie boli. I kręci się jakby lżej. Kilometry wskakują same. Udaje mi się powstrzymać od napisania czegoś w stylu: mój tyłek jest Ci wdzięczny :D Kolejne dni - 30, 40, 50km - widzę jeszcze jedną rzecz do poprawy, ale ogólnie odkryłam jazdę na rowerze na nowo. Trochę się boję tego "nowego", bo spędzanie wielu godzin na Stacji w zamkniętym pomieszczeniu na trenażerze będzie straszne. 4 ściany i wiatrak...
   Wszystko jednak wskazuje na to, że tak właśnie będzie, bo jakoś tak się złożyło, że... A może o tym kiedy indziej :D :D :D




 

Triathlon, duathlon i inne atrakcje terenowe

   Jak niektórzy z Was wiedzą - zupełnym przypadkiem jakiś czas temu zaczęła się moja przygoda z triathlonem. Przygoda trwa nadal. Ciągle przygodzie coś staje na przeszkodzie, bo a to wyjazd na rok, a to choróbsko jakieś albo inne przypadłości. Jednakże nie daję za wygraną i twardo w miarę możliwości stawiam się na starcie (i mecie). W tym sezonie przed wyjazdem nie jest inaczej. Załapię się niestety tylko na jeden triathlon i jeden duathlon, ale zawsze coś. Wyjazd w tym roku jest wyjątkowo wcześnie, bo już 6.06 o 16:00 wychodzimy z Gdyni.
   Przygotowana jak zwykle nastapiły dopiero po zakończeniu sezonu zimowego. Zaczęłam oczywiście od basenu i przetestowaniu formy na teście Coopera - nie jest źle:

   
   Potem przyszedł czas na szybki powrót do biegania i jazdy na rowerze. Rower był sporadycznie w użyciu zimą w komplecie z trenażerem, ale po całym dniu na stoku, to jednak była bardzo ciężka sprawa.
   Generalnie przzejście po sezonie do innej aktywności to ciężka sprawa :D Jak zwykle w tym celu udałam się do mojego ukochanego lasu i w zaciszu sosen, pól i płynącej Drzewiczki rozpoczęłam przygotowania do startów. Z bieganiem zawsze miałam problem i pewnie jeszcze długo będę go miała, ale robię co mogę z pomocą psów, siostry i własnej woli. Nie zawsze zbyt silnej. Na rower wsiadłam z wielką ochotą i ruszyłam na ulubione trasy i tu niespodzianka - stopy pieką, tyłek boli, nadgarstki drętwieją... Jak żyć? Jak jeździć? Wierzcie lub nie - jest w Polsce pewien człowiek, który potrafi zaradzić temu wszystkiemu. Ale o tym w osobnym tekście.
 
Trasa "dookoła jeziora"

Trzeba tylko nadążyć z przebieraniem nogami :)

   Jeszcze w kwietniu nastąpił mój debiut w duathlonie. Wyjazd do Ustki, odwiedzenie starych kątów i zabawna historia, którą obiecałam opisać. Hotel w Ustce, rozmowa w recepcji:

-Nie - nie może pani zabrać roweru do pokoju!
-Ale dlaczego?
 -Bo nie wolno i koniec!
 Taaa... no to najpierw jedno kółeczko pod pachą, potem drugie, potem kierownica, siodło i na koniec zawinięta w kocyk rama. I tylko klęłam, że mam pokój na 4 piętrze, a winda koło rocepcji więc trzeba się było skradać schodami :)

Potem był dość zabawny start na miarę mojej koszulki z napisem "koniec wyścigu". Ogólnie duathlon to jak dla mnie ciężka dyscyplina. Zdecydowanie bardziej leży mi rower i pływanie, a dwa razy bieg, to cięższa sprawa. Udało się, mety nie zwinęli, a ubaw po pachy z dociekań komentatorów odnośnie "triathlonu wspak" na Spitsbergenie - zostanie ze mną na długo. 



Grunt, to mieć chociaż jedno zdjęcie z trasy ;)


Ten moment gdy jesteś wulkanem energii po przekroczeniu mety. I godzinę później...
   Kolejny start, to jeszcze dziwniejsza dyscyplina - bieg przeszkodowy. Nie żeby od razu jakiś runmageddon, ale przeszkody były. Bieg Centuriona odbył się w Zakościelu koło Inowłodza. Trasa liczyła 5800m i w jej ostatniej części było do pokonania trochę przeszkód włączając w to przedarcie się przez Pilicę. Impreza ciekawa dająca dużo radości, ale jednak zostanę przy triathlonie :D Może człowiek bardziej zmęczony, ale jakoś mniej brudny. Na Bieg Centuriona namówiłam również Magdę ( Daj mi spokój!! W żadnym błocie nie będę się taplać!! Ja się o własne nogi na prostej drodze potykam!! I takie tam inne teksty towarzyszyły próbie wyciągnięcia siostry na zawody). Jak już skończyła marudzić i pobiegła, to... dobiegła na pierwszym miejscu wśród kobiet :) Tadaaaam! A mówiłam - słuchaj młodszej siostry! Ja za to dzielnie w połowie stawki mimo zobowiązującej do końća stawki koszulki.



   Kolejny start planuję pod koniec maja. Triathlon Energy Gniewino, czyli powrót do korzeni :) A potem szybko rower na paletę i do Gdyni!











Nie samą północą człowiek żyje

   Koniec Wyprawy to zawsze bolesny powrót do rzeczywistości. Przynajmniej dla mnie. Są tacy, którzy odliczają dni do powrotu, bo nie wyobrażają sobie zostać tam ani dnia dłużej, a są i tacy, którzy jeszcze dobrze nie wrócą z Arktyki, a już planują kolejny wyjazd. Powrót do kraju, to oczywiście przyjemny moment - spotkania z rodziną, przyjaciółmi i trochę normalności. Ale północ jak już raz zasiądzie w człowieku i na dobre się rozgości, to ciężką ją wypędzić. Ani głos rozsądku ani błagania rodziny na nic się wtedy zdadzą. Tak czy inaczej - trzeba coś robić między jedną a drugą Wyprawą.
   W moim przypadku był to zwykle powrót do Zakopanego i praca w charakterze instruktora narciarstwa w Ski School Jerry na Gubałówce. Urocze miejsce - polecam wszystkim, którzy chcą postawić pierwsze kroki na nartach. W tym sezonie nie było inaczej - wspaniała śnieżna zima i masa sympatycznych ludzi z różnych zakątków świata.

Panowie z Indii - z nimi zawsze jest wesoło!

Louise - 8 lat, 3 jęzki i do tego - doskonała narciarka!


Cynthia dla odmiany przyjechała z Meksyku.

I cały stok tylko mój!

Sezon w tym roku był wyjątkowo ciepły!


   Na Spitsbergenie oczywiście też jeździmy na nartach i deskach, ale jest to zupełnie inny rodzaj zimowego szaleństwa, choć także zdarza mi się uczyć a także - być uczoną. Tak było w przypadku jazdy na snowboardzie. Zobaczymy co przyniesie tegoroczna zima...


wtorek, 7 maja 2019

42 Wyprawa Polarna IGF PAN

   Tak to czasem w życiu bywa, że plany - planami, a życie - życiem :) W planach po powrocie z poprzedniej Wyprawy było szukanie pracy i ogólne zostanie w jednym miejscu na dłużej. Tak się jednak złożyło, że dostałam propozycję zostania kierownikiem kolejnej Wyprawy. Miałam odmówić ?? :D

   Dużo się od tego czasu dzieje - pewnie w wolnej chwili napiszę. A tymczasem - migawka z zimowego szkolenie nowej ekipy:


Ekipa w komplecie!





Tak będziemy się nosić w tym sezonie :)