Pobyt na północy dobiega końca. 8.07 w godzinach
popołudniowych wsiadamy na statek i ruszamy w drogę do Polski. Oby jak najmniej
pofalowaną drogę, choć prognozy nie nastrajają zbyt pozytywnie.
Miał być to rok przygotowania do startów po powrocie – było z
tym różnie. Generalnie całkiem dobrze, choć ponad miesiąc wyjęty z życia przez
popsuty kręgosłup szyjny był baaardzo przykry.
Ale do rzeczy. Bardziej niż kondycję udało się chyba
wyćwiczyć głowę, bo jazda na rowerze czy bieganie w czterech ścianach była dość
ciężka. I to w małym pomieszczeniu bez wentylacji. A konkretnie:
Rower: 102 godziny, 4127km – jedna złapana guma :)
Bieżnia: 41 godzin, 405km
Trening siłowy: 20 godzin
Core: 22 godziny
Sporty zimowe i inne dodatkowe: 21.44 godzin
Wynik może nie powala, bo w porównaniu z regularnie
trenującymi osobami to kropla w morzu, ale jednak jak na warunki stacyjne i
czas, który na to pozwalał, to coś tam się działo. Zobaczymy jakie będzie
przełożenie tego wszystkiego na rzeczywistość :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz